Bardzo ważna kwestia: język jest ściśle związany z naszym myśleniem. Jeśli na przykład jakiś normalny polityk wypowie się na temat spraw społecznych, mówiąc: „w dzisiejszym świecie dzieci POWINNY uczyć się obcych języków”, normalny człowiek zrozumie, że takie jest jego zdanie na ten temat – i tyle!
Niestety: ludzie żyją obecnie w świecie o tendencjach totalitarnych, i, dostosowując się do niego, rozumieją słowa w totalitarny sposób. To znaczy rozumieją, że jeśli polityk uważa, że tak powinno być, to uważa jednocześnie, że powinno to być państwowo NAKAZANE. Nie należy to do definicji słowa „powinni”, ale zawiera się w powszechnych, totalnych praktykach rządów, więc zjawisko zupełnie zrozumiałe. Niestety, wynika z niego wiele nieporozumień na linii: normalny polityk – społeczeństwo. Bohatersko więc trzeba walczyć z problemami, które nie istnieją w normalnym systemie…
Tymczasem normalny polityk, czyli liberał – szanuje Wolność i nie zamierza nikomu niczego narzucać. O tym, czego uczą się ich dzieci, niech decydują ich rodzice – a jako polityk będzie pilnował, by nikt, zwłaszcza państwo, w tym im nie przeszkadzał! Przy okazji zapewne wierzy, że rodzice kochający swoje dzieci, na ogół o naukę języków zadbają.
Właśnie – NA OGÓŁ! Bo normalny polityk, czyli konserwatysta, szanuje i docenia różnorodność i – w kwestiach społecznych – zawsze dopuszcza wyjątki! (Ale uwaga:nie w kwestiach wartości i zasad). Zatem to, że „dzieci powinny uczyć się języków” nie oznacza, że powinny, co do jednego, wszystkie! Ludzie, którzy w tym czasie doskonalić się będą w innych dziedzinach też są potrzebni! A i język nie każdemu się przyda…
Ot, konserwatywny liberalizm.