Warning: A non-numeric value encountered in /wp-content/themes/Divi/functions.php on line 5560


Nie ma co się dziwić, że twórca liczydeł straciwszy pracę za sprawą powstania kalkulatora, może błędnie sądzić, że technologia przyczynia się do bezrobocia. On widzi tylko bezpośredni efekt. Nie widzi całości mechanizmu. Nie widzi w pierwszej chwili, że wszyscy na tym ostatecznie zyskali


Jakiś czas temu miałem okazję udzielać wywiadu w Katolickim Radiu Londyn i ze zdumieniem usłyszałem od redaktora pełne obawy pytanie, jak poradzić sobie z tym, że rozwój technologii zabiera ludziom pracę i niedługo może jej zabraknąć. Nie sądziłem, że w XXI wieku ktoś jeszcze w takie rzeczy wierzy, tymczasem okazuje się, że to mit wciąż żywy – nie tylko wśród Polonii na Wyspach.

Właściwie to zrozumiałe. Nawet wielki umysł Arystotelesa spostrzegłszy, że kamień podniesiony z ziemi spada na nią z powrotem, a dym, para czy ogień unoszą się w powietrzu ku uparcie wiszącym nad głowami chmurom, doszedł do błędnego wniosku. Stwierdził, że wszystko w przyrodzie ma swoje określone, naturalne miejsce i wyrwane zeń siłą, od razu na nie wraca, gdy tylko zostanie uwolnione. Na właściwy wniosek, tak oczywisty dziś dla nas – odkrycie grawitacji i znaczenia wyporu, trzeba było czekać prawie 2000 lat.

Nie ma co się dziwić więc, że twórca liczydeł straciwszy pracę za sprawą powstania kalkulatora, może błędnie sądzić, że technologia przyczynia się do bezrobocia. On widzi tylko bezpośredni efekt. Nie widzi całości mechanizmu. Nie zauważa w pierwszej chwili, że wszyscy na tym ostatecznie zyskają.

Jeśli idzie o pracę, rozwój technologii to właściwie wszystko, co sprawia, że wykonuje się ją lepiej i szybciej tym samym wysiłkiem. Czyli tą samą ilością pracy. Wedle mitologii bezrobocia, nie tylko skonstruowanie koparki odebrało pracę części obsługującym łopatę, ale i komiwojażer, który znalazł krótszą drogę po punktach dostawy, odebrał pracę drugiemu komiwojażerowi, który przestał być potrzebny, bo z tak krótką trasą ten pierwszy sam sobie poradzi. Odebrał też zarobek sprzedawcom paliwa, które przecież w ten sposób zaoszczędził. I sprzedawcom samochodów, bo i samochód jest już potrzebny o jeden mniej… Nic to jednak, bo przecież ten sprzedawca samochodów też odbierał pracę – woźnicom, którzy przez jego samochody, przestali być potrzebni. Ma więc za swoje! Choć i oni nie byli bez winy. Odbierali przecież pracę tragarzom, którzy przez nich przestali mieć za kim nosić bagaże. Właściciele bagaży też zresztą byli bezlitośni wobec nieszczęsnych tragarzy. Gdyby mieli odrobinę serca, wypełnialiby w połowie swoje torby kamieniami – liczba ludzi, których by trzeba było zatrudnić do ich noszenia potroiłaby się natychmiast! A tu wszyscy na opak: jak najoszczędniej, jak najszybciej, jak najsprytniej, jak najskuteczniej, jak najtaniej. Aż dziw bierze, że kiedykolwiek ludzie mieli pracę…

Wiemy już więc, co trzeba zrobić,by uchronić się przed nadciągającym nieuchronnie, wraz z nieuchronnym zwiększaniem się wydajności pracy, powszechnym bezrobociem: robić wszystko jak najgłupiej, jak najwolniej, jak najrozrzutniej. Podróżować pieszo, okrężnymi drogami, niewydajną techniką, na boso i z kamieniem u szyi. Wrócić do czasów sprzed wszelkich wynalazków i pomysłów usprawniających nasze działanie. Wszyscy będą mieli pełne ręce roboty – a najlepiej jedną rękę; przecież drugą związawszy, zapewnimy sobie podwójnie pewną pracę.

Można też inaczej. Można przecież dostrzec, że co prawda skonstruowanie maszyny do szycia sprawiło, że to, co wymagało pracy pięciu krawcowych, dzisiaj wykonuje jedna, ale pozostałe cztery, zwolnione z szermierki igłą, również może zasiąść do maszyny, szyjąc dziennie nie jedną, a pięć par spodni na głowę. W tym samym czasie, a więc za tę samą cenę – obniżając w rezultacie cenę każdej pary spodni pięciokrotnie! Ci, którzy do tamtej pory kupowali jedną parę rocznie – będą mogli kupować ją co dwa miesiące. I to tylko się zmieni – na plus więc, jak widać. A jeśli komu jedna para rocznie wystarcza i odbierze tym pracę krawcowej, to zaoszczędzi pieniądze. Zaoszczędzi, więc będzie miał co wydać – na inną potrzebę. Potrzebę, którą ktoś będzie musiał spełnić. Ktoś będzie musiał więc wykonać pracę. Ilość „miejsc pracy” więc będzie dokładnie taka sama. Tyle tylko, że powściągliwego właściciela spodni będzie stać na więcej, niż do tej pory. I to tylko się zmieni. Rozwój technologii zatem nie zmniejsza liczby miejsc pracy – zwiększa jedynie dobrobyt.

Pewnie dlatego właśnie, mimo, że wydajność pracy człowieka wzrosła w ciągu historii naszej gospodarki tysiące razy, bezrobocie tysiące razy nie wzrosło. Wzrosła za to liczba dóbr, na jakie możemy sobie pozwolić. Praca jest zawsze wtedy, gdy istnieją niezaspokojone potrzeby. Chciałoby się więc, by faktycznie zabrakło pracy – oznaczałoby to, że wszystkie nasze potrzeby są zaspokojone i w dodatku nie musimy pracować! Nie łudźmy się jednak, że zaprowadzimy Arkadię na Ziemi. Żaden rozwój nie uwolni ludzi od pracy. To mitologia. Niestety.