A na wieczór socjobiologiczny kamyczek do ogródka.
Ruchy feministyczne, które uważają, że kobieta i mężczyzna różnią się tylko ciałem, to – mówiąc językiem lewicy – ciemnota ślepa na osiągnięcia nauki. Biologia, genetyka, teoria ewolucji – wyjaśniają bardzo sprawnie, dlaczego kobieta różni się od mężczyzny nie tylko ciałem, ale PRZEDE WSZYSTKIM konstrukcją psychiczną, skłonnościami, sposobem działania, umysłowością, priorytetami, poziomem ryzyka i tak dalej. Gdyby okazało się, że panuje między nimi faktyczna równość (równe płace, po równo w różnych zawodach, na różnych stanowiskach, równe zaangażowanie w wychowanie dzieci itd.) oznaczałoby to, że zapanował pełny, nieludzki totalitaryzm, który nie pozwala nam żyć w zgodzie z naturą i pogłębiającą jej korzystne strony kulturą, robiąc z nas bryły o z góry ustalonym kształcie, niczym snopowiązałka.
Głosić, że kobieta i mężczyzna poza ciałami są dokładnie tacy sami – co za irracjonalny akt wiary. To już płaskoziemowcy brzmią wiarygodniej!