Warning: A non-numeric value encountered in /wp-content/themes/Divi/functions.php on line 5560

Janusz Korwin-Mikke przez lata wychowywał antysystemowców, pełniąc jednocześnie rolę kropli, która drąży skałę. Po czterdziestu latach niezłomnej pracy, wydrążył wejście do wnętrza zabetonowanego systemu, przez które wspomniani wychowankowie próbują się teraz dostać, by rozwalić go od środka.

Rezultat? W wyborach prezydenckich wystartowało czterech antysystemowców o wyraźnym profilu konserwatywno-wolnościowym i jeden bardziej pojemny, niedookreślony kandydat sprzeciwu wobec status quo.

Ta kampania odzwierciedla to, co dzieje się teraz w polskiej polityce a jej wielkim sukcesem było właśnie tych pięciu kandydatów. Wszyscy z tą samą diagnozą rzeczywistości, każdy z inną retoryką, osobowością, wizerunkiem. Wyedukowany w dużej mierze przez Korwin-Mikkego elektorat antysystemowy mógł sobie wybrać kandydata, który bardziej mu odpowiadał stylem, a wyborca nieprzekonany mógł zostać przekonany przez tego antysystemowca, który bardziej do niego trafiał swoją retoryką. Pobożny katolik usłyszał „szczęść Boże”, zagorzały patriota „czołem Wielkiej Polsce”, mniej zorientowany politycznie „potrafisz Polsko”, a wolnościowiec – „chcącemu nie dzieje się krzywda”. I tak dalej.

Sukcesem było to, że po debacie telewizja musiała codziennie zapraszać „niezależnych ekspertów”, którzy starali się odkręcać to, co widzowie podczas niej zobaczyli. A zobaczyli, że to samo, co Korwin-Mikke mówił od lat, to samo, za co przez lata był nazywany planktonowym wariatem, teraz mówią również inni: znany reżyser, katolicki erudyta – Grzegorz Braun, „swój chłop”, narodowiec – Marian Kowalski, prawnik Jacek Wilk i znany muzyk – Paweł Kukiz.

Sukcesem było to, że poza duopolem, który zresztą też nie wyszedł na tym bez szwanku, nikt się nie liczył – ani SLD, ani PSL, ani środowisko Palikota. Liczyło się starcie – dupopol kontra armia przeciwników stanu obecnego. Starcie przegrane, ale z dobrym wynikiem po stronie armii, który daje nadzieję na przyszłość. Nadzieję, jakiej jeszcze nigdy nie było!

Sukces, o którym mówię, powinien być powodem do radości dla przeciwników systemu i strachu dla tych, którzy na nim żerują. Niewątpliwym ojcem tego sukcesu jest Janusz Korwin-Mikke i to naturalne, że miast się cieszyć, niektórzy smucą się lub niepokoją jego indywidualnym wynikiem.

Zastanówmy się jednak: przy PIĘCIU kandydatach mówiących w zasadzie to samo o stanie III RP, Janusz Korwin-Mikke dostał niemal tyle samo głosów, co rok temu, kiedy startowały zaledwie DWA komitety przeciwników Unii Europejskiej! Zwycięzcą po tej stronie został Paweł Kukiz, który choć też głośno mówił o rozwaleniu systemu, był bardziej pojemny, bo mniej określony w kwestii poglądów konstruktywnych (co ciekawe, nawet ten najbardziej znany – JOWy – jest nieznanym dla wielu jego wyborców!). Był bardziej pojemny, więc mogli na niego zagłosować również wyborcy lewicujący. Wśród wyraziście prawicowej części przeciwników systemu Janusz Korwin-Mikke okazał się jednak niekwestionowanym liderem, który mimo czterech kandydatów mówiących to samo, zebrał dwa razy więcej głosów, niż wszyscy pozostali razem wzięci. Suma wyników przeskakuje próg wejścia do sejmu, co jest kolejnym powodem do optymizmu… Ale i bez tej kalkulacji można być optymistą – znam wiele osób, które mówiły: popieram Korwina, ale teraz zagłosuję na Pawła Kukiza, bo jest silniejszy w sondażach, ma szansę na drugą turę; w parlamentarnych głosuję na Was, bo nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło Was w sejmie!

Niezależnie więc od tego, czy połączymy siły z Pawłem Kukizem, czy nie, nie ma powodu do obaw – są powody, by walczyć dalej, jeszcze intensywniej!
I proszę nie słuchać głupich plotek na temat jakichś kłótni, nerwowych ruchów i gwałtownych negocjacji, podziałów itd. To kompletne bzdury. Jak będą jakieś decyzje – będziemy informować.

I proszę doceniać to, co jest, bo niektórzy wyglądają jak gospodarz, który przez lato budował sobie kominek w domu, udało mu się, jest piękny, będzie z niego upragnione ciepło i oczekiwany nastrój, ale nie potrafi się nim cieszyć, bo sąsiad wygrał na loterii basen… bez sensu, zwłaszcza, że sąsiad, to – do cholery – przyjaciel!

Bądźmy spokojni, złapmy oddech i walczmy dalej.

 

Konrad Berkowicz – 13 maja 2015