KOMPLEKS HITLERA
(czyli Angela Merkel kanclerzem IV Rzeszy)
Kilka lat pracowałem w międzynarodowej firmie, której serce biło w Monachium. W tej właśnie stolicy Bawarii bywałem na delegacjach. Tam pierwszy raz zauważyłem, że wskaźnikiem gospodarczym mogą być trunki spożywane przez meneli (niejeden polski student pozazdrościłby im zaopatrzenia!). Tam pierwszy raz w życiu widziałem świętującego Oktoberfest, ubranego w tradycyjny strój bawarski Murzyna. Tam też uderzyło mnie coś, co nazwałem „kompleksem Hitlera”…
Po ciężkim dniu pracy wybraliśmy się z Grekiem, Serbką, Anglikiem i kilkoma Niemcami do knajpy. W pewnym momencie zaczęliśmy żartować ze stereotypów o poszczególnych narodach. Gdy zastanawialiśmy się, co kupić na urodziny naszej koleżance z firmy zaoferowałem pomoc, gdyby potrzebowała samochodu. – Nie powinno być problemu z jego zdobyciem. Jesteśmy w Niemczech a ja jestem Polakiem – powiedziałem ku uciesze i pełnemu zrozumieniu pozostałych.
W końcu przyszedł czas na Niemców i na koleżankę, która jako ich przedstawicielka miała zaraz wykazać się autoironią. – Wiecie, jest taki stereotyp o Niemcach, że… jesteśmy źli… – wydusiła lekko zakłopotana, po czym wśród Niemców zapadła niezręczna cisza. – No bo jesteście – rzuciłem puszczając oko dla rozładowania atmosfery. Atmosfera jednak jeszcze bardziej zgęstniała i czułem, że gdybym przypomniał jeszcze nazwisko człowieka, o którym wszyscy właśnie myśleli, nasi niemieccy kompani zapadliby się pod ziemię. Ktoś zręcznie zmienił temat i nikt do stereotypów nie chciał już wracać…
Wtedy zrozumiałem, skąd w Niemczech tyle tolerancji dla zła. Skąd to posunięte do granic absurdu żydolubstwo. Skąd ta łagodność wobec wszystkiego, wobec czego należałoby być twardym – zwłaszcza gdy dotyczy to odmiennych ras i narodów. Ano stąd, że każdy Niemiec ma gdzieś w sobie zakorzenione poczucie winy i wstydu za to niebywałe okrucieństwo, które kilkadziesiąt lat temu dokonał ich naród. I każdy Niemiec ma głęboko zakorzeniony lęk, że ten pierwiastek ducha jego narodu lub ta domniemana skaza na genotypie, może się kiedyś obudzić. A nawet jeśli to niemożliwe – bardzo możliwe jest, że ktoś może tak to ocenić. A tego Niemiec boi się panicznie: wizerunku spadkobiercy tamtych wydarzeń i kontynuatora sposobu myślenia, który do nich doprowadził.
Być może nie odważyłbym się na publikowanie tej śmiałej tezy, gdyby nie to, że natknąłem się dzisiaj na wykład wybitnego profesora filozofii – Bogusława Wolniewicza, który wypowiedział się na ten temat w podobnym duchu. Prof. Wolniewicz zwraca uwagę, że okrucieństwa wojenne III Rzeszy, zakończone na dodatek totalną klęską, złamały narodowi niemieckiemu kręgosłup moralny. Ten nie zrósł się wcale, bądź zrósł się krzywo i stale uraża.
Środkiem terapeutycznym, jaki stosują Niemcy jest gorliwe popieranie ideologii odwrotnej do tej, która towarzyszyła Hitlerowi. Ideologii multikulti. Więcej – cała IV Rzesza (czyli obecna Niemiecka Republika Federalna) jest odwrotnością III Rzeszy.
III Rzesza bowiem to twardy państwowy rygoryzm. IV Rzesza – miękki humanizm. III Rzesza to gwałtowny nacjonalizm: Deutschland über alles! IV Rzesza – kosmopolityzm. Rzesza Hitlera to wreszcie rasizm w czystej postaci (Blut und Boden – Krew i Ziemia). Obecne Niemcy, to multikulti i Willkommenskultur (kultura gościnności).
Wygląda więc na to, że Niemcy popadają ze skrajności w skrajność. Nie bądźmy jednak ślepi na pewien wybitnie ważny fakt: odbywa się to wokół jednego, WSPÓLNEGO rdzenia. III Rzesza chciała wprowadzić do Europy Nowy Porządek (Neuordnung Europas) i uważała, że jest siłą przewodnią, która ten nowy porządek zaprowadzi. IV Rzesza też chce wprowadzić Nowy Porządek będąc siłą przewodnią, która rządzi Europą. Ten Nowy Porządek nazywa się multikulti i właśnie zalewa Europę!
Konrad Berkowicz
Kraków 18.01.2016